Ostatnio byłam strasznie zabiegana. Wizyta została przełożona, ponieważ pani
ortodontka nie przyjmowała tego dnia, a ja dodatkowo wyjeżdżałam nad morze. Tak
więc odbyła się z dwutygodniowym opóźnieniem... Dawno mnie nie było, ale za to
wracam z wielką pompą, a mianowicie :)
Idąc na wizytę miałam złe przeczucia. Czułam, że będzie bolało. No i się nie
pomyliłam! Winowajcą nieprzyjemności była rurka na szóstce przez, którą nie
chciał przejść grubszy od aktualnego drut. Pani doktor mocno się z nią
siłowała. Cierpiałam przez kolejne 3 dni, ale warto było! Dlaczego? Dlatego, że
dzięki całej tej sytuacji została podjęta decyzja o usunięciu łuku
podniebiennego!
No i jak się z tym fantem czuje? Szczerze? Bez rewelacji ;) Niby mi go nie
brakuje, ale żeby zaraz fajerwerki i sztuczny tłum to też nie. Łatwiej się je i
mówi, jednak nie poczułam wolności jakiej się spodziewałam.
Dowiedziałam się też, że moje zęby są na etapie osadzania się (?) cokolwiek
to znaczy. Czyli raczej nadal ich nie prostujemy jak to było obiecywane na
ostatniej wizycie ;)
Co zaobserwowałam? Że co jakiś czas pobolewa mnie dolna lewa strona. Od
jedynki do czwórki. Po drugiej stronie robi mi się przerwa między dwójką a
trójką i oczywiście zmniejszają się wszystkie szczerby po ekstrakcji piątek.
Prawdopodobnie na przyszłej wizycie dostane skierowanie na wyrywanie górnych
zatrzymanych ósemek. Będzie zabawnie, tym bardziej, że biorę retinoidy, które
na ok. 3 tyg. będzie trzeba odstawić. Relację oczywiście zdam :)
Z nowinek to chyba tyle. A zęby na dziś dzień prezentują się następująco :)