Jednak od początku! Najważniejsza jest chyba kwestia ile razy dziennie myje zęby. No cóż... Rano, wieczorem, no i jak czuję potrzebę. O zgrozo! Czemu się do tego przyznałam ;) Tak, wiem, jestem okropna. Ktoś powie: sama sobie winna skoro nie robiła tego co posiłek. W sumie na logikę prawda. Ale uwierzcie mi, że z początku była dyscyplina i mycie zębów po każdym daniu, napoju innym niż woda (oprócz oczywiście szkoły czy jakiś imprez poza domem) i "klops". Zęby żółkły i ciemniały. Jedyne co było dobre w tym ciągłym pakowaniu szczoteczki do ust to domycie kamienia, który wcześniej był niedostępny przez duże stłoczenie. Tak, więc zrezygnowałam z wypełniania swojego czasu myciem swojej paszczy.
Odkąd zauważyłam, że zęby mają coraz gorszy kolor, wprowadzałam jakieś zmiany do poranno-wieczornego" rytuału.
Zaczęło się od płynu do płukania ust. Kupiłam fioletowy LISTERIN total care. Powiem, że przy pierwszym użyciu bardzo się wzruszyłam. Mocny ;) Ja jestem akurat mało wrażliwa na pieczenie czy coś w tym rodzaju, więc mi odpowiada. Rano bezstresowo można dać buziaka chłopakowi :P Dodatkowo zaczęłam używać zwykłej szczoteczki z gumką do czyszczenia języka. Dzięki temu efekt świeżości utrzymuje się jeszcze dłużej. Ogólnie zawsze miałam problem z nieświeżym oddechem i tłumaczyłam sobie, że to przecież musi być z żołądka, bo myję i nitkuje dokładnie zęby. A tu guzik prawda. Płyn+czyszczenie języka i oddech jak na filmach ;)
Mimo wprowadzonych zmian obserwowałam, że żółty kolor jest bardziej widoczny pod drutami. Pomocne okazały się wyciorki z rossmanna. Są świetne i często je można kupić na promocji. Używam po każdym myciu zębów do przestrzeni między zamkami i zrezygnowałam z jednokępkowej elektrycznej, bo się po prostu zużyła.
Czy pomogło? Oczywiście, że pomogło, ale kolor nie ustępował. Kolejnym krokiem była pasta. Nie odczuwam już nadwrażliwości, więc zafundowałam sobie blen-a-med 3D white. Czy pomogła? Na osad nie bardzo. Chyba, że to dzięki niej kolor się nie pogłębia, a trochę wyhamował. W każdym razie używam i jestem zadowolona.
Poszukiwania na tym jednak nie poprzestały. Natrafiłam na zabieg piaskowania. Niektórzy ortodonci to nawet zalecają. Zagadnęłam, więc moją co ona na to. Dowiedziałam się, że zamki oczywiście nie odpadną, ale zabieg ten (nieznacznie), niszczy szkliwo. W moim gabinecie nawet tego nie wykonują, bo w ich zdaniu mija się to z profilaktyką zębów. Także dopiero jak będę w ciężkiej desperacji to może się zdecyduję. No i na pewno wykonam je po zdjęciu aparatu.
Szukałam, więc dalej. I natrafiłam na pastę "blanx - anty osad". Dużo aparaciarzy ją poleca, więc skusiłam się i ja. Zakupiłam ją przez internet. Dodatkowo sprawiłam sobie końcówki ortodontyczne do szczoteczki elektrycznej. Nie używam jej (pasty) co posiłek (ewentualnie dwa razy dziennie), ale albo mam efekt placebo, albo naprawdę działa.
Jak już skończy się ta zajmująca mi praktycznie cały czas sesja, zrobię sobie mały eksperyment. Chcę myć zęby dwa razy dziennie blanxem, a po każdym innym posiłku niż śniadanie i kolacja blend-a-medem. Jestem ciekawa efektów jakie przyniesie mi stosowanie tych dwóch past razem.
Być może właśnie to będzie rozwiązaniem dla piaskowania zębów. Szczerze mówiąc mam taką cichą nadzieję ;)
Kończąc ten długi post chcę tylko dodać, że nitki używam tej której używałam, jednak przerwa między górnymi dwójkami i trójkami jest do wyczyszczenia wyciorkami ;)